
Ukraina – 7 rzeczy do spróbowania z bazaru (jesień i zima)
Wybieracie się na Ukrainę? Koniecznie musicie odwiedzić bazar (pytajcie o „bazar” lub „produktowy rynok”), spróbować najlepszych specjałów i zabrać coś do domu!
Ogólnie rzecz biorąc bazary w aprowizacji spożywczej odgrywają bardziej istotną rolę niż w Polsce, stanowiąc zasadniczo najważniejszy „sklep spożywczy”. Porównanie oczywiście jest subiektywne, ale na dość reprezentatywnych przykładach, jakie dobrze znam – Lwowa i Krakowa.
Sprawunki z listy bardzo polecam i najczęściej przywożę spore ich zapasy (no dobra, oprócz ryb). Poza tym samo zanurzenie się w bazarowy świat daje ciekawy wgląd w codzienność życia, które tak bardzo jest różne choćby od wychuchanych i wydumanych knajp na lwowskim rynku.
Ten wzorowany na gruzińskiej adżyce sos jest bardzo popularny na Ukrainie. Najlepiej go kupić po sezonie na paprykę, która jest jego podstawowym składnikiem. Dostępny jest zatem jesienią i zimą u handlarek z przetworami. Koniecznie do spróbowania również w wersji z kawałkami bakłażana! Ja swoje stałe źródło, z wypróbowaną adżyką, mam na bazarze „privokzalnym” (przydworcowym), koło dworca głównego we Lwowie, ale kupicie także na innych bazarach. Zastosowanie? Ograniczone wyłącznie własną inwencją, przed wszystkim jako dodatek (sałatka) do różnych dań. Uwaga – występuje też wersja skondensowanej pasty (w małych, fabrycznie robionych słoikach), która jest zasadniczo mieszanką przypraw do mięsa (i to jest właśnie gruziński oryginał adżyki).
Są dwie przyczyny dlaczego zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od polskiej granicy spotkamy specjały, jakich u nas próżno szukać. Po pierwsze tradycja. Takie owoce jak rokitnik czy kalina są również u nas dostępne, ale zdecydowanie rzadsze, prawdopodobnie po prostu zapomniane. Na Ukrainie to bardzo popularne plony natury. Oba gatunki doskonale sprawdzą się jako dodatek do herbaty czy na przetwory. Rokitnik kupimy przede wszystkim jesienią i wczesną zimą.
Drugi typ asortymentu to owoce, jakie bez trudu dostaniemy w większych miastach w Polsce, jednak ich jakość i smak to zbrodnia w biały dzień. Chodzi mi przede wszystkim o owoc kaki i granaty. Te pierwsze są u nas twarde i pozbawione słodyczy. Drugie też jakby blade i ogólnie średnio zachęcające.
Nie wiem dokładnie, na czym polega fenomen ukraińskiego systemu dystrybucji owoców, ale już we Lwowie stragany uginają się od przepysznie dojrzałych, rozpływających się owoców kaki. Dostępne są ich dwie odmiany, obie równie wspaniałe. Pierwsza nazywa się „korolok”, druga „hurma”. Gatunek podobno ten sam, różnią się zapłodnieniem owocu (informacja z bazaru, może nie być bardzo precyzyjna).
Również granaty są wyśmienite (możemy poprosić o nadkrojenie, aby sprawdzić dojrzałość). Prawdopodobnie te dobra są pozostałością po bratniej wymianie handlowej w ramach ZSRR, gdzie za takie owoce odpowiadała Gruzja lub inne kraje cieplejszych regionów. Zarówno owoce kaki i granaty najlepsze będą zimą.
To cymes chyba nieznany u nas. Uważajcie przy konsumpcji – pomidory wybuchają, rozchlapując się na wszystkie strony!
W obecnej sytuacji politycznej trochę nie wypada opychać się kawiorem z Rosji na Ukrainie, ale ceny i dostępność praktycznie na każdym bazarze zdecydowanie kuszą. Tradycyjnie – na gryczanych blinach, ale smakuje równie wyśmienicie konsumowany prosto z wierzchniej strony dłoni (np. jako zakąska do wódki). Najbardziej znany to ten z Sachalinu.
Na bazarku można dostać także sztuczną ikrę (poniżej opakowanie podpisane jako „Ikra białkowa czerwona”), zrobioną, sądząc po smaku, z solonego oleju i żelatyny. Ten „przysmak” mogę polecić jedynie na wyjątkowo nieudany prezent z podróży.
Narodowa specjalność Ukrainy. Przyrządzana w taki sposób, że rozpływa się w ustach jak czekolada z reklamy. A „salo w szokoladzie” to powiedzenie, znaczące wydumaną, nie tylko kulinarną zachciankę.
Tradycyjne salo występuje w wersji „na ostro”, najczęściej posypane rozmaitymi przyprawami. Doskonałe na chleb oraz oczywiście do wódki. Spróbujcie wielu propozycji na bazarze przez zakupem.
A słoninę w czekoladzie dostaniecie we Lwowie w kawiarni „Dzyga”.
Przysmak z kategorii tych ciekawych, aczkolwiek trudnych do rozsmakowania się. Suszone ryby dostępne są praktycznie w każdym sklepie, który ma cokolwiek wspólnego ze spożywką. Konsumowane głównie jako przekąska do piwa. Raczej polubią je jedynie koneserzy. Ciekawą i dużo smaczniejszą alternatywą są raki, zdecydowanie trudniej dostępne. Trzeba także uważać na ich świeżość. Zepsute (a termin zdatności jest tutaj dość krótki) potrafią przyprawić o duże kłopoty z żołądkiem (zasłyszana, ale wiarygodna informacja).
Takie tradycyjne, zrobione domowymi metodami, są dużo bardziej popularne i dostępne niż w Polsce. U nas Unia znormalizowała, zharmonizowała i zhomogenizowała (nie twierdzę, że to źle, na pewno dużo bardziej bezpiecznie), a masowy proces produkcji wyrównał smakowo większość przetworów. Do Lwowa praktycznie co rano z okolicznych, a nawet całkiem odległych górskich wiosek, zjeżdżają kobiety z własnymi produktami – masłem, śmietaną, świeżym mlekiem i serami. Smak jak u nas za dawnych czasów, których oczywiście nie pamiętam, ale tak to właśnie musiało wtedy smakować. Próbujcie, póki jeszcze można!
No Comments